Skandia MTB Maraton - Kwidzyń (01.10.2011)

Autor: Robert
Galeria:

Od kilku dni miałem spore problemy żołądkowe. W czwartek zrobiłem ostatni trening, w piątek, w przeddzień zawodów czułem się wręcz fatalnie. Po powrocie z pracy padłem na twarz i zasnąłem. Obudziłem się około 19 i poszedłem przygotować rower. Plan był taki, że jeśli w sobotę rano będę się źle czuł, to odpuszczę i nigdzie nie pojadę. Rower był gotowy i lśnił jak nigdy... Na kolację solidna porcja makaronu, którą z wielkim trudem zjadłem z powodu nieustającego bólu żołądka- nie wróżyło to nic dobrego. Poszedłem spać... otwieram oczy o 5.30, ciemno jak w ... nocy! Żołądek boli, choć nie tak bardzo jak wczoraj. Postanawiam jednak pojechać. Przejechanie 160 kilometrów po naszych polskich drogach zajęło mi ponad 2 godziny !!! Na miejscu jestem około godziny 9 i od razu udaję się do biura zawodów, gdzie stoi już ładna kolejka. Nagle zaczepia mnie ktoś, proponując odsprzedanie biletu na start w dobrej cenie, tym oto sposobem zaoszczędziłem kilkanaście złotych....



Pakiety startowe na Skandii są dość przyzwoite, koszulka, worek nieprzemakalny na cokolwiek, pakiet 6 batoników fitness, jakaś gazetka... Wracam do auta na mały posiłek i poranną kawę (żołądek ciągle boli)... Obok mnie zaparkował jakiś zawodnik, z którym nawiązuję dialog, później jadę na rozgrzewkę, po rozgrzewce razem z kolegą udajemy się na start.



Wszyscy już stoją w swoich sektorach a ja ląduję w ostatnim, tuż przed dystansem rodzinnym... porażka. Na początku startuje dystans Grand Fondo, po 5 minutach Mega, później nasz-Mini. Po starcie kocioł niesamowity, ponad 300 osób na dystansie mini to pokaźna ilość rowerzystów.



Próbuję przeciskać się do przodu, czołówka już zapewne ładnie odjechała... na pierwszych kilometrach udaje mi się wyprzedzić 90% osób dystansu mini.



Gonię do przodu, po drodze pytam, jaka strata do czołówki mini, słyszę odpowiedź, 5 może trochę więcej minut. Gonię dalej i tak mijają kolejne kilometry, wyprzedziłem już sporą ilość osób z dystansu Mega.



Ciągle pytam o startę do czuba i ciągle wynosi ona około 5 może ciut więcej minut. Kilka kolejnych kilometrów pokonuję sam, licznik pokazuje 40 minutę wyścigu, biorę żelka i cisnę dalej. Doganiam kolejnego zawodnika z mini i ciągnę go za sobą, widząc, że kolega ledwo jedzie za mną z głową spuszczoną w dół, w ten sposób myli trasę i musze chwilę za nim czekać. Razem jedziemy dalej i doganiamy kolejnego zawodnika, jedziemy tak we trójkę parę ładnych kilometrów, ze mną na przodzie, gdyż nikt nie kwapił się, aby dać zmianę...a nie mogłem sobie pozwolić na spadek tempa.



Po pewnym czasie dubluje nas dystans Grand Fondo. Na chwilę podczepiamy się we trójkę pod Krzysztofa Krzywego i próbujemy utrzymać jego tempo, odjeżdża nam jednak po kilku minutach a po tym czasie dubluje nas reszta czołówki Grand Fondo. Chwilę jedziemy razem, po czym odskakuję od grupy i samotnie gonię 2 zawodników z Baszty Bytów, jadących jakieś 200 metrów przede mną. Dojeżdżam do nich samotnie i tak jedziemy we trójkę. Do mety pozostało już tylko 5, może mniej kilometrów. Koledzy po paru minutach zaczynają mnie czarować, co kilka chwil próbując mnie urwać. Nie daję im zmiany, gdyż muszę zostawić siłę na finisz. Ostatnie 200-300 metrów przed metą młodszy z zawodników wystrzela do przodu, podążam za nim ciągle go kontrolując. Doskakuje do nas starszy kolega, jedziemy znowu we trójkę do mety pozostaje 100 metrów, młody znowu ciśnie ja za nim i na finiszu odjeżdżam im na kilkanaście metrów, mając 2 sekundy przewagi. Wjeżdżam na metę na 19 miejscu open oraz 5 w kategorii M2, z czasem 1:33:55. Strata do pierwszego miejsca w M2 wynosiła około 6 minut, do 3 miejsca M2 już tylko około 5 minut. Zważając na sektor startowy i problemy żołądkowe z występu jestem zadowolony. Skandia była ostatnim startem, teraz trochę odpoczynku i zaczynam pracę nad formą na przyszły sezon.

Robert